I had a dream, czyli trzeba po prostu zacząć...
Stałam na ulicy, przy której kiedyś mieszkałam razem z całą rodziną.
Była ciemna noc, normalnie o tej porze świeciły latarnie ale w moim śnie nie było nic. Żadnego źródła światła poza księżycem i gwiazdami.
Nie zwracałam uwagi na niebo, nie widziałam księżyca. Wszystkie przedmiity na ulicy i spotykani ludzie mieli tą charakterystyczną srebrną otoczkę, którą nabywa się gdy świeci na ciebie księżyc w pełni.
Szłam tą ulicą i w pewnym momencie dołączył do mnie mój tata. Tylko był młodszy, widziałam na jawie jego zdjęcia z momentu gdy miał 17-18 lat. I właśnie ta jego wersja towarzyszyła mi w tym sennym spacerze.
Nie wiem ile przeszliśmy ale miałam uczucie że dużo rozmawialiśmy. Po jakimś czasie, uplynięcie którego byłam w stanie stwierdzić tylko po tym dziwnym uczuciu przeprowadzonych rozmów, dotarliśmy do budynku w którym mieszkałam jako dziecko. Stanęliśmy w bramie prowadzącej na podwórze, która wydawała się bardzo ciemna.. o wiele ciemniejsza niż reszta ulicy.
Zaczęłam się kierować na podwórko i Młody Tata zapytał mnie gdzie idę. Odparłam że muszę iść znaleźć majtki - bo właśnie dotarło do mnie że jestem naga. Odparł, że spoko.
Weszłam na ciemne podwórko, które śnje wydało mi się o wiele mniejsze niż to które pamiętam na jawie. Zaraz po wyjściu z bramy, po lewej stroni podwórza był kącik zabaw dla dzieci z kilkoma drzewami i piaskownicą.
Przechodząc obok tylko zerknęłam na bezgłową postać leżącą w piaskownicy. Wyglądała jak marmurowy posąg kobiety o lekko rubensowskich kształtach. Siedziała w piaskownicy zupełnie jakby pozowała malarzowi pół-leżąc na jakimś szezlongu. Zalotnie machała do mnie ręką, zapraszając do siebie. Ja jednak tylko przeszłam obok. Musiałam dotrzeć na koniec podwórka, gdzie na pierwszym piętrze budynku starej pralni szuszyła się moja bielizna.
Gdy weszłam do tego miejsca, od razu poczułam że to zły pomysł. Surowymi, betonowymi schodami weszłam na pierwsze piętro budynku, już miałam wejść na strych gdzie suszyły się moje rzeczy gdy zobaczyłam jego biegnącego w moją stronę. Postać, która wyłoniła się z ciemności był mężczyzną. Starym, brudnym mężczyzną, który prawdopodobnie był pijany. Wybiegł z ciemności prosto na mnie, wyciągniętymi rękoma sięgał do mojej twarzy. Krzyczał jak ranione zwierze. Cofnęłam się kawałek i pomyślałam tylko "wiedziałam że tak będzie". Mężczyzna już sięgał by mnie dotknąć. Był bardzo blisko, widziałam jego brudny strój, miał zapiętą kurtkę na grzbiecie i kaszkiet na głowie. Jego twarz wyglądała jakby ze wszystkich sił starał się być straszny. Gdy już miał mnie dotknąć powiedziałam "stop, spadam". I zaczęłam się trząść jakby ze strachu. Zmienił się na chilę jego wyraz twarzy, wyrażał teraz wielkie zdziwienie. To, jak się trzęsłam we śnie - obudziło mnie. Leżałam w łóżku na miękkiej poduszce, obok męża który smacznie spał.
Nie wiem czy trzęsłam się na prawdę czy tylko we śnie ale wrażenie ruchu było bardzo prawdziwe.